TheDreamySniper TheDreamySniper
1302
BLOG

Eksperci ostrzegają... Czyli "Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni"

TheDreamySniper TheDreamySniper Polityka Obserwuj notkę 8

Co można robić w podróży, kiedy za oknem migają drzewa a zasięg nieubłaganie rozpływa się w eterze? W obliczu takiej tragedii homo sapiens digital („człowiek cyfrowy”) musi odłożyć smartphone'a w kąt, bo sprzęt chwilę wcześniej wydający się naturalnym przedłużeniem ręki, wraz z utratą internetu staje się bezużyteczny. Mimo początkowej irytacji, w tym właśnie momencie umysł ma szansę obudzić się ze snu, a trybiki w mózgu - z cichym skrzypnięciem zacząć pracę. Osobiście cierpię podczas podróży na nieuleczalną prasofilię – zgarniam gazety z całego tygodnia i zamiast wybiórczo podgryzać łakome kąski w postaci tekstów ulubionych publicystów, bez opamiętania pochłaniam gazety od deski do deski. Tym razem na pierwszy ogień poszedł tygodnik „Do Rzeczy”, a więc między innymi cotygodniowy tekst autorstwa Jadwigi Staniszkis. Wrażenia po lekturze? Od kilku numerów niezmienne. Czytając w ostatnich tygodniach felietony profesor Staniszkis doświadczyłam całego wachlarza uczuć – od zaskoczenia, przez rozbawienie, aż do złości. Po lekturze ostatniego doszłam do wniosku, że pani profesor powinna stać się niebawem najnowszym celem kampanii „Hejt stop”. Zawarte w tytule dramatyczne pytanie „Dlaczego?” zawisa złowrogo w przestrzeni niczym miecz Damoklesa tuż nad głową PiSu. PiSu, w którym Jadwiga Staniszkis upatruje przyczynę wszelkiego zła.

W tekście padają zaskakujące oskarżenia o to, że w nowej rzeczywistości politycznej (choć może, chcąc iść za tokiem myślenia Staniszkis, powinnam użyć określenia „reżim”?) prawo stanowi się „siłą większości”. Coś nie do pojęcia w demokracji – ludowładztwie rozumianym nomen omen jako rządy większości. Powinniśmy zrozumieć, że rządzący dziś obóz polityczny nie wziął się znikąd. Wybrał go naród, a przynajmniej gros jego głosującej części, posiadającej przecież konstytucyjną legitymację do wskazywania nowej władzy. Dlatego apeluję - dajmy PiSowi rządzić, pozwólmy mu naprawiać Polskę, bo szkód przez ostatnie lata poczyniono wiele; tak wiele, że nie sposób dokonać tego bez zdecydowanych kroków (zapowiadanych zresztą uczciwie w przedwyborczej kampanii).

Wszystkiego tego musimy dokonać sami - nie oglądając się na sztuczne, ponadpaństwowe twory, których przyszło nam być częścią. Nie dajmy się zwieść lewicującym ideologom pozornego postępu. Bezkrytycznie wielbiona przez profesor Staniszkis Unia Europejska w rzeczywistości ma bowiem wiele wad. Zakulisowe gry interesów, rozbuchana administracja, marnotrawstwo pieniędzy, debatowanie nad legendarną krzywizną banana, czy wreszcie kuriozalne definiowanie świata na nowo poprzez ogłaszanie ślimaka „rybą lądową” - to tylko niektóre z nich. Mimo wszystko nie zamierzam kwestionować wagi unijnego dorobku. Szczególnie na początku swojej działalności UE przyniosła Europie wiele dobrego. Wszyscy cieszymy się (nadal, choć w obliczu kryzysu imigranckiego nie wiadomo jak długo) brakiem granic, wzniosłymi hasłami i pięknymi ideami. Nie możemy jednak popadać w bezmyślną euforię.  Na wizerunek UE (tworzony zresztą w dużej mierze przez nią samą) należy spojrzeć z dużą dozą krytycyzmu i realizmu. Musimy wiedzieć, że najlepiej zadbamy o swój interes sami – nikt inny nas w tym nie wyręczy. Mój św.p. Dziadek, podczas II wojny światowej walczący z okupantami jako żołnierz AK roześmiałby się w twarz każdemu, kto poradziłby mu zaprzestać obrony kraju, "bo z pewnością pomogą nam inni, w ramach europejskiej solidarności”. Umiesz liczyć, licz na siebie – ta stara mądrość pozostaje wciąż aktualna. Podoba mi się, że polska premier potrafi dziś spojrzeć w twarz oderwanym od rzeczywistości unijnym dygnitarzom i ogłosić, że jest Europejką, jednak przede wszystkim identyfikuje się jako Polka, co napawa ją dumą. Polskość to nie nienormalność, jak głosił niegdyś były premier Donald Tusk. Nie jesteśmy bowiem „na peryferiach” Europy – jesteśmy jej częścią, lecz częścią pełnoprawną i suwerenną, nie podległą dyktatowi wpływowych, bogatych mocarstw. Swoją drogą, jakim „zaściankiem” musi być Wielka Brytania, niebezpiecznie balansująca na granicy Brexitu i gotowa zrezygnować z dobrodziejstw wspaniałej Unii?

Nie można pozwalać na zamykanie Polaków w okowach sztucznego, wydumanego kompleksu. A w tym - tuż obok usłużnych specjalistów - przodują niestety niektóre (polskie już tylko z nazwy) media. Nieprawda? Ależ prawda! Wystarczy rzut oka na Gazetę Wyborczą: "Sienkiewicz na nowo. Trylogia pokazuje, jak ucieka nam nowoczesna Europa" - taki oto tytuł wtłacza się tłustą czcionką wprost w źrenice czytelnika. W artykule, Wyborcza piórem Jakuba Majmurka tłumaczy jak radzić sobie z faktem poświęcenia przez PiS roku 2016 wybitnemu powieściopisarzowi Henrykowi Sienkiewiczowi. Otóż dowiadujemy się z tekstu, że piszący ku pokrzepieniu serc rodaków Sienkiewicz maluje w swej twórczości Polskę infantylną, zdewociałą i pruderyjną - prymitywny kraj bezbarwnych dziewic i dzikich sybarytów składających niemożliwe do ogarnięcia rozumem śluby czystości. A tak w ogóle to Sienkiewicz wcale nie był popularny. A przynajmniej nie tak jak Francuz Dumas, który tworzył historie w sposób wyrafinowany, ponieważ boheterem uczynił zagubionego w swej zmysłowości, rozdartego między wiarą, a pokusą księdza. I co tu zrobić, drodzy Czytelnicy, jak ugryźć ową oryginalną ocenę twórczości Polskiego noblisty? Furda fakty! Nieważne, że Sienkiewicz już za życia został okrzyknięty najpopularniejszym polskim autorem swych czasów. Nieważne, że jego książki, przetłumaczone na kilkadziesiąt języków, w tym arabski i równie egoztyczny - japoński, cieszyły się uznaniem również zagranicą. Nieważne, że czytelnicy z wypiekami na twarzy śledzili jego publikowaną w odcinkach pochwałę Najjaśniejszej Rzeczpospolitej i masowo słali swemu idolowi listy, dopytując o dalsze losy ukochanych bohaterów. Swoją drogą jakimi zawiłymi meandrami chadzają leminże umysły, skoro Nobel dla Wałęsy jest dla nich gwarantem nietykalności, zaś ta sama nagroda w rękach Sienkiewicza maleje do rangi trofeum Mistera Mokrego Podkoszulka?... Na szczęście zarówno dziennikarze z Wyborczej, jak i wspomniana przeze mnie profesor Staniszkis stają się w swej zapiekłej krytyce Polski osamotnieni.

Obserwując działania rządu widzę, że nie jest on odosobniony w swoim euro-realizmie, lecz próbuje budować sojusz z innymi państwami regionu. I słusznie – nie można być liderem, jednocześnie padając na kolana. Wydaje mi się, że mimo swych niezaprzeczalnych kompetencji, pani profesor Staniszkis powinna zdobyć się na trochę pokory. Musi zauważyć, że nie mamy dziś do czynienia z platońskimi rządami filozofów (ani nawet profesorów), lecz właśnie większości obywateli, a oni swą wolę wyrazili jednoznacznie, oddając głos w wyborach parlamentarnych, wcześniej zaś prezydenckich. Krytykujmy rząd, jeśli czyni wbrew interesowi Polski, jednak to właśnie ów polski interes powinien być dla nas priorytetem. Nawet jeśli niektórzy z nas (vide profesor Staniszkis) czują się zobligowani do zmiany przekonań o 180 stopni, pod wpływem dzieci, które uległy urokowi wątpliwej świeżości nowej, „Nowoczesnej” wersji Unii Wolności.

https://twitter.com/TheDreamySniper

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka